20°

Daniel Michalski. Jeszcze kilka miesięcy temu był o krok od zakończenia kariery

Robert Duchowski

Robert Duchowski

Daniel Michalski

 Miał przygotowany pożegnalny wpis, przeglądał zdjęcia i myślał o tym, że jego tenisowa droga właśnie dobiega końca. Zamiast jednak powiedzieć „dość”, postanowił dać sobie drugą szansę. Zmienił podejście do treningu, do regeneracji, do całego stylu życia. Dziś Daniel Michalski znów czuje radość z gry, zbiera cenne zwycięstwa i przyjeżdża do Szczecina z nową energią. W szczerej rozmowie opowiada o chwilach zwątpienia, o tym, jak wygląda tenis „od kuchni” i dlaczego wierzy, że najlepsze wciąż przed nim.

 

Z jakimi oczekiwaniami przyjeżdżasz na Invest in Szczecin Open

Chciałbym się naprawdę dobrze zaprezentować. Już od kilku lat przyjeżdżam tu z przekonaniem, że to wyjątkowy turniej - organizatorzy zawsze dbają o to, żeby poziom był wysoki i żeby pojawiali się zawodnicy z czołowej setki. Losowanie w tym roku również jest trudne. Już w pierwszej rundzie mam okazję zmierzyć się z Vitem Koprivą, który przyjeżdża prosto z US Open. To zawodnik w świetnej formie, więc wiem, że muszę wspiąć się na wyżyny. Ale też mam wrażenie, że ostatnie tygodnie dały mi duży zastrzyk pewności siebie. Wyniki zaczęły wyglądać obiecująco i czuję, że jeśli zagram swój tenis, to mogę walczyć z każdym.

 

Co się zmieniło, że wreszcie zaczęło to procentować?

Przede wszystkim zmieniłem styl gry. Przez długi czas funkcjonowałem w pewnej strefie komfortu. Utrzymywałem się w okolicach 250-280 miejsca w rankingu i brakowało przełomu. Nie chodziło o pechowe losowania czy brak szczęścia, tylko o to, że czegoś mi brakowało. Teraz gram dużo agresywniej, bliżej linii, szukam przejęcia inicjatywy. To wymagało zmiany podejścia na treningach, cięższej pracy i większej świadomości tego, co robię. Oczywiście początki były trudne - zdarzało się, że przegrywałem mecze bardzo wysoko, typu 2:6, 2:6, ale mimo to czułem, że gram lepiej. Taki proces zawsze wymaga cierpliwości. Przełomem był dla mnie turniej w Libercu, gdzie doszedłem do półfinału i po drodze pokonałem Federico Corię, zawodnika, który dwa lata temu wygrał w Szczecinie. To mi dało wiarę, że ta droga ma sens. Od tamtego momentu czuję, że krok po kroku idę w dobrą stronę.

 

Czy można powiedzieć, że rozpoczęcie współpracy z trenerem Iwańskim było kluczem do tej zmiany?

To na pewno był bardzo ważny element, ale prawdziwy przełom nastąpił trochę później. W listopadzie zeszłego roku byłem naprawdę blisko zakończenia kariery. Miałem już przygotowany post pożegnalny, przeglądałem zdjęcia z całej kariery i zrobiło mi się ogromnie smutno. Pomyślałem wtedy: “to chyba jeszcze nie ten moment”. Postanowiłem dać sobie jeszcze trochę czasu. Powiedziałem sobie: spróbuję jeszcze kilka miesięcy, zobaczę, jak się potoczy. I teraz mogę powiedzieć, że była to jedna z lepszych decyzji, jakie podjąłem.

 

Co dokładnie się zmieniło po tamtej decyzji?

Praktycznie wszystko. Moje podejście do profesjonalizmu, do treningu, do regeneracji. Zacząłem dużo bardziej świadomie podchodzić do diety, zacząłem słuchać swojego organizmu. Wcześniej miałem tak, że jeśli miałem wolny dzień, to faktycznie odcinałem się całkowicie od sportu. Teraz, nawet kiedy nie gram, idę pobiegać, zrobić trening siłowy, rozciąganie. Zaczęło mi to sprawiać frajdę - wcześniej niekoniecznie. Polubiłem sport w ogóle, nie tylko tenis. To dało mi nową energię. Stałem się bardziej konsekwentny, nawet drobne elementy jak stretching czy ćwiczenia ogólnorozwojowe są dziś dla mnie czymś naturalnym. A kiedyś traktowałem to jako przykry obowiązek. Ta zmiana mentalna nie przyszła sama, to efekt wsparcia trenerów, dziewczyny, rodziny, bliskich. Bez nich bym się nie podniósł.

 

Jak patrzysz teraz na swoją przyszłość?

Przespałem lata, kiedy powinienem pracować - 2017, 18, 19, 20, 21 - i teraz dopiero rozumiem, że nie brakowało mi ‘odrobiny’, tylko podejścia i ciężkiej pracy. Dlatego dziś przychodzę wcześniej na kort, wychodzę później i staram się nadrabiać. Mam świadomość, że nie będę numerem jeden na świecie. Ten pociąg odjechał, nie ma co się oszukiwać. Ale to nie znaczy, że nie mogę wiele osiągnąć.  Tenis wciąż może być moim sposobem na życie, daje ogromne możliwości. Chciałbym wejść wyżej, niż byłem do tej pory. Ale nawet jeśli nie uda się przebić do czołówki, to wiem, że teraz wykorzystuję swój potencjał. Przez wiele lat tego nie robiłem. Brakowało ciężkiej pracy, profesjonalizmu, świadomości. Teraz staram się to nadrabiać. Może za późno, a może nie - czas pokaże.

 

A co z tym szkicem pożegnalnego posta? Skasowałeś go?

Tak, ale cały czas siedzi mi w głowie, bo pisało się go naprawdę ciężko. Kiedy go tworzyłem, cała moja kariera stanęła mi przed oczami. Pamiętałem pierwsze turnieje, wyjazdy, zwycięstwa, ale też ogromne poświęcenia moich rodziców i bliskich. To była długa droga i wtedy poczułem, że nie mogę tak po prostu tego zamknąć. Było w tym dużo emocji i smutku, i wdzięczności. Może właśnie dlatego dziś tak bardzo doceniam, że wciąż mogę grać.

 

Dajesz sobie czas? 

Nie mogę czekać kolejnych dziesięciu lat, stawiając wszystko na jedną kartę, jak hazardzista w kasynie. Tenis daje możliwości, otwiera drogi, ale jest też sportem bardzo kosztownym. W porównaniu do sportów zespołowych, gdzie zawodnicy mają wszystko zapewnione, my musimy sami opłacać trenerów, podróże, rehabilitacje, operacje - wszystko leży na naszych barkach. A mimo to zarobki wielu tenisistów nie są adekwatne do kosztów i wysiłku włożonego w karierę. Często w Polsce marketing w tenisie kuleje. Nawet jeśli jesteś w czołówce, możesz pozostać anonimowy. Ludzie interesują się Igą Świątek, czasem Hubertem Hurkaczem, ale nie całym tenisem i nie jego głębią. To powoduje, że ciężko jest się utrzymać, szukać sponsorów czy stabilizacji finansowej. Zawodnicy, którzy byli w top 300, poświęcili życie na treningi, zdobywali doświadczenie w trudnych sytuacjach, a i tak często zarabiają mniej niż osoby z obsługi turniejów. Mimo tego, póki mam pasję do tenisa, chcę w nim pozostać i rozwijać się. Moim celem jest ustabilizowanie się na poziomie challengerów, punktowo i finansowo, i budowanie drogi na miejsca, w których jeszcze nie byłem. Wiem, że to wymaga ogromnej pracy i poświęceń, ale właśnie adrenalina i radość z gry sprawiają, że kocham ten sport. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że w pewnym momencie życie do nas dosięgnie - każdy ma swoje potrzeby, rachunki, pragnienia, czasem chce kupić coś dla siebie, mieć poczucie bezpieczeństwa. Jeśli kiedyś poczuję, że pasja w tym sporcie zniknęła i znajdę coś, co daje mi więcej satysfakcji, będę musiał powiedzieć “dość” i iść dalej. Ale na razie chcę w pełni skupić się na tenisie i czerpać z niego wszystko, co się da.

 

A finansowo też nie jest łatwo, choć niektórym się wydaje, że tenisiści zarabiają krocie.

Zgadza się, tenis uchodzi za luksusowy sport, ale w rzeczywistości jest astronomicznie drogi i źle skonstruowany. Koszykarz zarabia dziesiątki milionów i ma wszystko w cenie - klub opłaca leczenie, trenerów, podróże. W tenisie zawodnik jest jednoosobową firmą: sam płaci za loty, trenerów, operacje czy rehabilitację, a jeśli wypadnie na rok z powodu kontuzji - nie zarabia nic. Co gorsza, często trenerzy czy sparingpartnerzy zarabiają więcej niż zawodnicy z pierwszych setek rankingu, którzy poświęcili życie na grę i mają ogromną wiedzę. Tenis przyciąga tłumy kibiców na najwyższym poziomie, a mimo to setki zawodników ledwo wiążą koniec z końcem. Ja sam dziękuję za wsparcie Polskiemu Związkowi Tenisowemu i firmie Corlogic Pawła Skrzyńskiego - bez takich partnerów byłoby jeszcze trudniej. Ale realnie wiem, że nie jestem marką jak gwiazdy światowego sportu.

 

Jak reagujesz, kiedy słyszysz komentarze kibiców: „czemu nie trafił tego serwisu?”, „czemu przegrał taki mecz”?

Szczerze? Staram się to ignorować, bo ludzie po prostu nie wiedzą, jak wygląda nasze życie. Łatwo oceniać jedną akcję, nie mając świadomości, ile wyrzeczeń, stresu i pracy za tym stoi. Tenisista musi być egoistą – i to często kosztem bliskich. Życie w trasie jest bardzo wymagające, jesteśmy ciągle poza domem, w innym rytmie niż reszta świata. To nie jest tylko kwestia wyjścia na kort i zagrania paru piłek. To ogromna praca mentalna, fizyczna i logistyczna, o której mało kto myśli.

 

Kiedy myślałeś nad końcem kariery, to miałeś jakąś myśl, co będziesz robił, kiedy to faktycznie zrobisz?

Oczywiście. To jest temat, który pojawia się w głowie każdego zawodnika. Mam 25 lat i wiem, że najlepsze lata mam teraz. To jest moment, w którym robię progres, gram coraz lepiej, ale też muszę myśleć, jak długo będę w stanie dźwigać wszystkie obciążenia. Być może za kilka lat wybiorę inną drogę, może zostanę przy tenisie, ale w innej roli. Na razie skupiam się na grze, bo czuję, że wciąż mogę dużo osiągnąć. Ale ta świadomość, że życie po karierze też istnieje, jest we mnie cały czas.

Bleiben Sie auf dem Laufenden!

Klicken Sie auf die Schaltfläche 'Folgen', um über die Nachrichten aus Stettin auf dem Laufenden zu bleiben. Die interessantesten Beiträge finden Sie in Google News!