Jubileusz 20-lecia Chóru Politechniki Morskiej w Szczecinie
Marta Kufel
Znakomici wykonawcy na czele z Wojtkiem Waglewskim, Mateuszem Pospieszalskim, Spiętym oraz Tomaszem Organkiem, wspaniałe chóralne utwory i piosenki Grechuty w nietuzinkowych aranżacjach – tak właśnie wyglądał jubileusz 20-lecia istnienia Chóru Politechniki Morskiej w Szczecinie pod dyrekcją założycielki Sylwii Fabiańczyk-Makuch.
Jedyne w swoim rodzaju energetyczne show będące niekonwencjonalną mieszanką kultur muzycznych i nowatorskich pomysłów było jednocześnie dziesiątą - jubileuszową odsłoną, cieszącego się niezwykłą popularnością, projektu Wspólne Brzmienia.
- Szalenie trudno ująć w kilku słowach wszystkie emocje, które towarzyszyły mi podczas tego koncertu. Ze wzruszenia, szczęścia, dumy, wdzięczności popłynęła niejedna łza. To, że razem jesteśmy, trwamy, tworzymy, podejmujemy wyzwania, spełniamy się i mamy tak ogromne wsparcie w publiczności oraz w sobie nawzajem daje nam ogromną satysfakcję. A możliwość przeżywania tego wszystkiego w towarzystwie tak wspaniałych artystów to dla mnie kropka nad i, bo to właśnie muzyczne fuzje Chóru Politechniki Morskiej z wykonawcami, których słucham i lubię, pięć lat temu zadecydowały o tym, że pojawiłam się na przesłuchaniach do zespołu. Teraz mogę śmiało powiedzieć, że była to jedna z najlepszych decyzji w moim życiu - tak niedzielne wydarzenie opisuje chórzystka Agnieszka Sztandera.
W pierwszej części koncertu chórzyści zaprezentowali ambitne utwory z najnowszej płyty „The sound of the sea”, nominowanej do nagrody “Fryderyk”, a także chóralne aranżacje popularnych przebojów, m.in. “Dziwny jest ten świat” „Radio Ga Ga”, “Livin’ on a prayer” czy „Believer”.
Była to także część nieco bardziej oficjalna, podczas której Chór otrzymał z rąk Wojewody Zachodniopomorskiego Brązowy Medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” przyznawany przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Jak powiedział wojewoda – Chór nie upowszechnia kultury w sposób sztampowy, ale jak przystało na reprezentantów uczelni morskiej – są podróżnikiem odkrywającym nowe możliwości dla chóralistyki na bezkresach muzycznych oceanów łącząc w swoich kompozycjach przeróżne gatunki muzyczne.
JM Rektor Politechniki Morskiej w Szczecinie podkreślił jak bardzo dumny jest z tego, że to właśnie w prowadzonej przez niego uczelni rozwija się od lat muzyczny skarb Pomorza Zachodniego i dodał, że najlepszą recenzją jego ponadprzeciętnej i uwielbianej przez mieszkańców działalności jest wypełniona po brzegi filharmonia.
- Podczas pierwszej części koncertu wykonaliśmy bardzo skomplikowane utwory, które stanowiły dla nas wyzwanie pod względem technicznym, wokalnym, muzycznym i interpretacyjnym. Było to niełatwe zadanie, wymagające pełnego skupienia. Oczywiście, stres był nieodzownym fragmentem występu, jednak atmosfera pozwoliła przekuć napięcie w zaangażowanie, a wraz z przebiegiem koncertu czuć było na scenie narastające połączenie - niewidzialną sieć pomiędzy chórzystami i Panią Dyrygent. Miałem wrażenie, że bicie naszych serc synchronizowało się coraz bardziej z każdą nutą - tak z kolei swoje wrażenia opisuje Bogusław Kowalski.
- To była niesamowita adrenalina - dodaje Martyna Jarczak. - Euforia, satysfakcja, poczucie spełnienia, że mogę uczestniczyć w czymś tak niesamowitym, szczęście, mnóstwo śmiechu, wzruszeń, tańca, szybszego bicia serca.
Drugą część można opisać jednym słowem – petarda!
Chór pod dyrekcją Sylwii Fabiańczyk-Makuch co roku wychodzi naprzeciw oczekiwaniom odbiorców organizując wydarzenia, które trafiają w gusta nawet najbardziej wymagających słuchaczy. Tym razem połączyli swoje siły z legendą polskiej sceny muzycznej i wykonali wspólnie utwory Marka Grechuty.
Przez większość czasu siedziałam jak na szpilkach, trudno znaleźć odpowiednie słowa, żeby opisać ten kalejdoskop emocji. Pierwsza część koncertu - wizytówka zespołu, wymagający i zróżnicowany repertuar przeplatany rozmowami i wspomnieniami, od których łezka kręciła się w oku. Po przerwie - totalna eksplozja dźwięku! Energia, która biła ze sceny zrobiła furorę, a wręcz obezwładniła nas, słuchaczy. Cztery godziny koncertu, a ja i tak miałam i dalej mam ochotę na więcej - komentuje Ola Starz, uczennica studium wokalno-aktorskiego w Krakowie.
Słońce bez którego nic by nie istniało i krążące wokół niego planety – tak jeden z chórzystów nazwał Sylwię Fabiańczyk–Makuch i chór - ogromny zespół przyjaciół, który wspólnie tworzy atmosferę przynależności, dzięki której czują się jak w rodzinie.
Oby to słońce świeciło równie mocno przez kolejne lata napełniając energią wszystkich dookoła, a ich wspólne działania były tak barwne i pełne pasji jak cały niedzielny wieczór.